Idąc ciemnymi, przesiąkniętymi wilgocią uliczkami Guadalajara,
zatopiona w myślach Marie zastanawiała się co powinna zrobić ze sobą tej nocy. Demony przeszłości od ponad dwóch lat nie dawały jej o sobie zapomnieć. Z dnia na dzień coraz gorzej sobie z tym radziła. Często nocami nie mogła spokojnie zasnąć, przez co coraz gorzej radziła sobie w życiu zawodowym. Miała
serdecznie dość takiego życia jakie wiodła do tej pory. Ciężar, który nosiła w
sobie zatruwał każdą minutę jej egzystencji. Przez pięć lat zmieniła się
diametralnie, niemalże nie do poznania. Odrzuciła od siebie całą najbliższą
rodzinę z wyjątkiem Clare. W końcu przeżyły ten koszmar razem, nie mogła tak po
prostu zostawić ją samej sobie, bo mogłoby się to skończyć znacznie gorzej niż
się skończyło. Marie doskonale o tym wiedziała. Co prawda była cztery lata
młodsza od swojej siostry, mimo to znacznie dojrzalsza i bardziej zaradna.
Doskonale potrafiła zamaskować wszystkie uczucia, które nią miotały, a
przynajmniej do dzisiejszego dnia. Idąc tak między kamieniczkami nie
przestawała myśleć o tym co powinna w końcu zrobić ze swoim życiem. Do głowy
przychodziły jej najróżniejsze pomysły, mimo to postanowiła nic nie planować i
dać się ponieść emocjom. Odkąd straciła najbliższych przyjaciół już nic nie
przynosiło jej tyle radości co niegdyś. Bijąc
się z myślami wyciągnęła z Torebki zapalniczkę i mentolowe papierosy. Z każdym krokiem byłą coraz bliżej domu. Rozsądek
podpowiadał jej, że powinna wrócić, wziąć gorącą kąpiel, zrelaksować się i
położyć do łóżka.
- Pieprzyć rozsądek.
Pomyślała i odpaliła kolejnego papierosa.
Clare wyszła z
baru dwadzieścia minut później. Idąc przez ulice w deszczu zastanawiała się jak
daleko może być teraz Marie. Mijając kolejne budynki i witryny sklepowe dotarła
do mieszkania na Calle de Sigüenza, zadzwoniła domofonem jeden raz, po chwili
drugi, po czym dzwonek przerodził się w alarm.
- Pewnie wyłączony. Jak zwykle musi robić mi na złość. -
wymamrotała sama do siebie.
Otwierając torebkę zaczęła gorączkowo szukać kluczy, po
pięciu minutach przekopywania się między zawartością i przegródkami znalazła
ich pęk. Teraz wystarczy tylko trafić do zamka, przekręcić klucz i wejść do trzecie piętro. Udało się, weszła do środka. Pokonując stopień za stopniem zbliżała się do miejsca docelowego. Nie mogła się doczekać kiedy przekroczy próg domu, zdejmie z siebie przemoczone do suchej nitki ubranie, napuści gorącej wody do wanny i zanurzy się w jej toni. Im bliżej mieszkania była, tym bardziej natrętna zdawała się myśl, że coś mogłoby pójść nie po jej myśli. Kiedy minęła ostatnie półpiętro myśl ta narosła do tego stopnia, że ostatnie kila metrów w górę przebiegła. Dopadając do drzwi, przekręcając klucz i szarpiąc za klamkę nie była w stanie się uspokoić. Nerwy i niepewność wzięły nad nią górę. Roztrzepane ręce nie były wstanie odpuścić i przestać drżeć. W końcu drzwi się otworzyły.
- Marie pewnie już śpi. Zawsze chodziła spać o tej porze, to nic dziwnego.
Nie potrzebnie się martwiłam.- Pomyślała.
W mieszkaniu świeciło się światło, Clare odwiesiła kurtkę na wieszak i schyliła się, aby zdjąć buty. Zupełnie odruchowo spojrzała na piękną dębową szafkę obok dużego lustra oprawionego mahoniową ramą w przedpokoju. Ku jej zdumieniu nie było w niej butów Marie. Starsza siostra w jednym pantoflu i z drugim butem na stopie wbiegła do salonu, w którym świeciło się światło. Nikogo w nim nie było. Wszystko było w najlepszym porządku. Pierwsze drzwi na lewo prowadziły do kuchni, zaś drugie do pokoju Marie. Nie zastanawiając się, ani sekundy dłużej Clare wbiegła do pokoju siostry. To co zobaczyła po otworzeniu drzwi, wyglądało co najmniej dziwnie. Przerażona usiadła na łóżku siostry zastanawiając się co powinna teraz zrobić...
A tutaj z kolei przypomniałaś mi, że muszę poskracać u siebie zdania :D Przydałoby się chwilami ciut więcej naprzemienności, kontrastu w długości zdań, reszta bez zarzutu.
OdpowiedzUsuń