09:15

Rozdział IV

Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, a już  pewnością nie wtedy kiedy kierujemy się emocjami. Często to właśnie one skłaniają nas do porywów, w których zatracamy siebie nie myśląc o konsekwencjach. Tak właśnie było w tym przypadku. Złość i gniew kierowały teraz wszystkimi zmysłami Marie. Całkowicie zaślepiając jej obraz rzeczywistości. To właśnie dlatego tej nocy, będąc tak blisko domu postanowiła zmienić kierunek i odwiedzić ich starego przyjaciela. Doskonale wiedziała, że jedyną osobą oprócz Clare, w której może szukać oparcia i zrozumienia był Simon. Potrzebowała go teraz bardziej niż kogokolwiek innego. Po za tym wiedziała doskonale, że nikt inny nie byłby w stanie jej teraz pomóc. Ostatni raz rozmawiali cztery miesiące temu. Dla wielu osób było to co najmniej dziwne, bo przecież o przyjaźń trzeba dbać codziennie, ale w przypadku tej trójki było zupełnie inaczej. Znali się jeszcze z czasów studiów. Obie siostry były zupełnie inne niż większość studentek w ich wieku. Nie potrzebowały towarzystwa innych ludzi, nie chciały się przypasować do żadnej grupy i unikały za wszelką cenę bliższych kontaktów z innymi studentami. Simona poznały przez przypadek na jednym z wykładów dotyczących medycyny sądowej. Po jakimś czasie zrozumieli, że są tak podobni do siebie jakby byli rodzeństwem i, że nie potrzebują nikogo po za sobą. Po studiach ich drogi rozeszły się, każdy poszedł w swoim kierunku realizując swoje plany, mimo to starali się utrzymywać  ze sobą zdrowy kontakt przez te wszystkie lata. I udało się. Nie potrzebowali częstych rozmów czy spotkań, wystarczyła im świadomość, że zawsze mogą na siebie liczyć. Znała jego numer telefonu na pamięć od wielu lat. Ani chwili dłużej nie zastanawiając się czy wciąż jest aktualny, wyciągając telefon z kieszeni i osłaniając go ręką przed deszczem wykręciła numer.  Po kilku monotonnych sygnałach w słuchawce rozległ się niski męski głos.
- Witaj Marie, miło że dzwonisz, czy coś się stało? - zapytał Simon.
- Witaj mój drogi. Wiem, że dzwonię dość późno, ale czy mogłabym Ci zająć chwilę?
Doskonale wiedziała, że Simon, zawsze znajdzie dla niej czas, choćby miał zostawić wszystko czym w danym momencie się zajmował. To właśnie było najlepsze w ich relacjach. Nie ważne gdzie i o której mogli liczyć na siebie, bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. To było bezcenne. W końcu tak rzadko prosili siebie na wzajem o pomoc.

- Żartujesz kochana, nigdy nie jest zbyt późno, żebym Cię zobaczył.
- Nie zmieniłeś adresu ma nadzieję?
- Niezmiennie zapraszam Cię na Al. Castilla.
- Dobrze, za 10 minut będę na miejscu.
- Nie mogę się doczekać moja droga.
Po tej rozmowie Marie uśmiechnęła się szczerze pierwszy raz tego wieczora. Poczuła się bezpieczna wiedząc, że będzie miała możliwość opowiedzenia o wszystkim, komuś kto jest jej tak bliski. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciel, nigdy w życiu nie wyjawi żadnej tajemnicy, którą mu powierzy, Simon był człowiekiem bardzo honorowym i słownym. Za to ceniła go najbardziej. Po za tym nie zadawał zbędnych pytań, potrafił dobrze słuchać i dopiero na koniec, kiedy Marie wyrzuciła z siebie już wszystko to, co leżało jej na sercu mówił. Wiele razy pomógł i jej i Clare w trudnych chwilach ich życia. Był nieoceniony.

Po kilku minutach Marie stała już pod kamieniczką na Al. Castilla. Simon mieszkał na pierwszym piętrze. Wcisnęła przycisk na domofonie raz, drugi i trzeci. Były to krótkie sygnały następujące jeden po drugim. Po chwili usłyszała znajomy, przyjazny i ciepły głos.
- Droga zajęła Ci krócej niż się tego spodziewałem, wejdź na górę.
Otworzyła drzwi od bramy i wolno wchodząc po stopniach na piętro czuła jak jej ciało przeszywa fala ciepła. Marzyła teraz tylko o tym, aby usiąść w fotelu przy kominku w małym mieszkaniu Simon' a z filiżanką imbirowej herbaty z rumem w dłoniach. Gdy znalazła się już pod drzwiami, chwila zawahania przeszła jej przez myśl. - Może nie powinnam mu o tym mówić... Bądź co bądź jest moim przyjacielem, być może nigdy nie zgodzi się na ten szalony pomysł, albo co gorsze będzie usilnie próbował mi go odradzić. 
Jednak zwątpienie szybko rozwiał szczęk zamka w drzwiach. 
- Nic się nie zmieniłeś mój drogi, dalej jesteś tak samo paskudny jak cztery miesiące temu.
Zaśmiała się szyderczo i szturchnęła go w tors.
- Zawsze byłaś zgryźliwa, zimna i cyniczna. Chyba nigdy się tego nie od uczysz.
Simon skrzywił się na samą myśl o tym, że Marie mogłaby być inna. Nie byłaby wtedy sobą. W końcu kiedyś, gdy byli jeszcze bardzo młodzi właśnie dlatego obdarzył ją takim serdecznym uczuciem. Polubił ją szalenie właśnie dlatego, że nigdy nie dała sobą pomiatać, byli tacy podobni.
- No cóż, o Tobie mogę powiedzieć właściwie to samo.
- Proszę, wejdź do środka, przemokłaś do suchej nitki, zrobię Ci herbatę, a Ty usiądź wygodnie.
- Tą co zawsze poproszę.
Marie przekroczyła próg drzwi, zdjęła buty i płaszcz po czym udała się przez korytarz do sąsiedniego pokoju. W powietrzu unosił się zapach dymu papierosowego mieszającego się z zapachem lawendowych świec zapachowych. Tak jak i Simon uwielbiała ten zapach, miał w sobie magię, potrafił ukoić z szargane nerwy i uspokaja prawie tak dobrze jak Jagermaister. 
Rozsiadając się wygodnie w fotelu obok kominka od, którego biło niewyobrażalnie przyjemne ciepło otulające jej zziębnięte ciało czekała na Simona. Jej umysł błądził teraz gdzieś daleko usiłując przywołać wspomnienia, które już dawno wyparła z siebie. Siedząc tak dłuższą chwilę wpatrywała się w płomienie tańczące na przeszklonej szybie kominka.
- To będzie trudniejsze niż myślałam, mój drogi. Powiedziała Marie nie odrywając wzroku od obrazu, w który wpatrywała się przed chwilą słysząc ciche kroki za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz