10:13

Rozdział VII

Jadalnia nie wiele różniła się wyglądem od całej reszty pomieszczeń w biurowcu. Jedyną różnicą jeśli chodzi o wystrój wnętrza były meble kuchenne również wykonane z mahoniu oraz kuchenka i lodówko-zamrażarka koloru czarnego. Mocne ledowe światło padało na granitową posadzkę czyniąc ją jeszcze jaśniejszą. W powietrzu dało się czuć zapach świeżo parzonej, aromatycznej kawy i jeszcze ciepłego pieczywa, które sekretarka dyrektora korporacji kupowała codziennie rano w piekarni na przeciwko budynku. Była godzina 11:00 o tej godzinie w jadalni nie było nikogo z wyjątkiem Óscara i Clare. Chwilę wcześniej w korytarzu spotkali Vito i Marie, teraz czekali na nich i na Sophie. Para usiadła  obok siebie na skórzanej sofie, która stała w rogu pomieszczenia. Na przeciwko sofy stał narożnik z czarnej skóry, a po środku między nimi stała niska, pięknie rzeźbiona ława z drewna mahoniowego. Ktoś zza ściany nacisnął na klamkę i drzwi do jadalni otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł Vito, a zaraz za nim Marie. Mężczyzna usiadł na skórzanym narożniku, a kobieta podeszła do lodówki, wyciągnęła ich lunch i wsadziła do kuchenki mikrofalowej. Pięć minut później gotowe danie było już ciepłe. Marie szybkim krokiem podeszła do ławy i postawiła przed Vito lunch. 
- Smacznego! - powiedzieli wszyscy chórem.
- Dziękuję. - odpowiedział im mężczyzna.

Óscar i Clare czekali cierpliwie, aż jej młodsza siostra i jej partner skończą jeść posiłek i przejdą wreszcie do sedna sprawy. Mijały jednak kolejne minuty, a Óscar z założoną nogą na nogę cały czas niecierpliwie machał stopą i rozglądał się na boki co sprawiało wrażenie jakby miał zaraz wyjść z siebie i stanąć obok. Clare szukała czegoś uważnie w swoim smartfonie, nie zwracając uwagi na całą sytuację. Nagle w drzwiach stanęła Sophie. Po jej policzkach spływał czarny jak węgiel tusz do rzęs, oczy były czerwone od łez, a jej długie blond włosy potargane.

- O matko! - wykrzyknął Óscar wstając na równe nogi.
W tym momencie Clare oderwała wzrok od smartfona,a Vito i Marie od swojego lunchu.
- Co Ci się stało Sophie? - zapytał Óscara.
Dziewczyna nie odpowiedziała nic tylko bezradnie osunęła się po ścianie siadając na podłodze. Zakryła rękoma twarz i zaczęła głośno szlochać. 
Wszyscy obecni popatrzyli po sobie po czym, Vito podszedł do rozczochranej blondynki, ukucnął i zapytał:
- Sophie jeśli stało się coś o czym możemy wiedzieć i chcesz nam o tym powiedzieć zrób to.

Doskonale wiesz, że zawsze mogłaś na nas liczyć więc i w tej chwili nie zawiedziemy Twojego zaufania. 
Wszyscy doskonale wiedzieli, że Vito ma niesamowity dar przekonywania, po za tym znał Sophie najdłużej z nich wszystkich i potrafił doskonale wpłynąć na jej zdanie. 
Być może i tym razem się uda? - pomyślał mężczyzna.

Dziewczyna próbując powstrzymać potok łez, który wylewał się jej spod powiek bąknęła tylko:- Bo, bo on miał...
I znów zakryła twarz dłońmi nie przerywając płaczu.


Przyjaciele odeszli kawałek dalej, aby móc porozmawiać o zaistniałej sytuacji jednocześnie nie spuszczając oka z zapłakanej blondynki.

- To już coś! - powiedziała Marie - przynajmniej wiemy, że chodzi o tego palanta, z którym Sophie się spotykała.
- W sumie to nie słyszałam, aby ostatnimi czasy się z nim widziała. - wtrąciła Clare.
- A ja słyszałem jak... - i właśnie w tym momencie z hukiem coś uderzyło w biurowiec...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz